Skarbnik
skarbek
Opis

Skarbek był dobrym duchem i opiekunem kopalń. Nie wiadomo, skąd pochodzi, ale według jednej z legend był to górnik, który kochał swoją prace i po śmierci chciał zostać w niej pochowany.  W innej opowieści mówiono, że był to gwarek, który za przeklinanie na szychcie skazany został na wieczną pokutę i czeka na wybawienie. Niektórzy mówili, że skarbnikiem jest bogaty właściciel gruby, który znęcał się nad swoimi pracownikami. Trafił on pod ziemię nie tylko za swoje okrucieństwo, ale także za zabójstwo córki - Barbary (późniejszej patronki górników). Dawniej wierzono, że Skarbnik przybierał formę zarówno ludzi, jak i zwierząt. Najczęściej wyobrażano go sobie, jako starego sztygara z białą, długą brodą i świecącymi czerwonymi oczami, a w ręku trzymał lampę, łuczywo, lub karbidkę. Był on małomówny, czasem zdradzał go złowrogi śmiech.

Skarbnik budził lęk, ale często ukazywany był, jako postać pozytywną - przestrzegał przed niebezpieczeństwem i nagradzał za pracowitość. Swe okrutne oblicze mogli zobaczyć tylko górnicy leniwi, nieuczciwi, łamiący zasady bezpieczeństwa i współpracy. W legendach miały być to osoby, które zasługiwały na karę. Pilnował on porządku na kopalni. Przestrzegał on góników, w miejscu, gdzie pojawiał sie wkrótce mogło dojść do wypadku, topnięcia. Zazwyczaj można było go spotkać koło południa i północy. Pomagał często górnikom wydobywać węgiel, ale gdy dochodziło do dzielenia zapłatą należało powiedzieć, że ostatnia moneta należy do Skarbnika, inaczej mogło się to skończyć okrutną śmiercią z zachłanności.

Jak Skarbnik nagrodził starego górnika

Kiedy po raz pierwszy zjechałem na dół, pewien starszy górnik powiedział mi: „Yno synek dej se pozór, coby nie gwizdać przi robocie, bo skarbnik tego nie lubi”. Roześmiałem się, bo pomyślałem, że to takie „starzikowe bojki”. Ale tak na wszelki wypadek nie gwizdałem. I dobrze, bo pewnego dnia usłyszeliśmy w chodniku jakieś krzyki. Patrzymy, a tu taki jeden młody karlus zwija się z bólu. Jakaś ręka niewidzialna biła go, a on nie wiedział, przed kim się bronić. Potem się przyznał, że senność go brała, więc, żeby nie przysnąć, zaczął… gwizdać przy robocie. Ale starzy górnicy opowiadali też, że groźny duch kopalni był sprawiedliwy — pracowitym, uczciwym górnikom pomagał, ostrzegał przed katastrofą. Zdarzało się, że pojawiał się ubrany jak sztygar z górniczą lampką i kilofem i nakazywał uciekać z chodnika, a chwilę potem chodnik się walił albo metan wybuchał. Słyszałem też, że Skarbnik wie, gdzie są sztolnie ze złotem. Jednemu górnikowi pokazał kie- dyś te swoje skarby. To był bardzo porządny i robotny chłop. Każdemu pomógł, poradził, młodszych przyuczał, a robota paliła mu się w rękach. No i wreszcie przyszedł czas na ostatnią szychtę przed emeryturą. Górnik szedł ciemnym chodnikiem, wspominał wszystkie lata spędzone w kopalni i tych wszystkich górników, którzy z nim pracowali, a teraz część z nich już leży na cmentarzu. I zastanawiał się, co teraz zrobi z wolnym czasem w domu. Nagle zastanowiła go dziwna cisza. Zawsze słychać było odgłosy pracy, rozmowy kolegów, a tu nic. I chodnik jakby inny. Znienacka wyłonił się przed nim jakiś nieznany mu sztygar z długą białą brodą i dziwnymi świecącymi oczami. „Chodź” — skinął na starego górnika i poprowadził jakimś długim, krętym chodnikiem. „To przecież Skarbnik” — pomyślał górnik i zadrżał ze strachu. Nagle Skarbnik zatrzymał się i podniósł karbidkę. W jej świetle ściany chodnika zalśniły czystym zlotem. „Bierz stary kamracie — odezwał się duch kopalni. — Byłeś dobrym górnikiem i uczciwym człowiekiem. Pamiętasz tę małą myszkę, z którą dzieliłeś się okruchami chleba, nawet kiedy sam byłeś głodny? To byłem ja. Teraz pora na zapłatę. Bierz tyle złota, ile zmieści ci się w kieszeni i torbie”. I Skarbnik zniknął. Oszołomiony górnik napełnił złotem torbę i kieszenie, a potem nagle w oddali usłyszał ciche stukanie. Idąc za nim dotarł do głównego szybu kopalni. Górnik uznał, że jemu samemu nie trzeba takiego bogactwa, podzielił więc złoto na części i rozdał tym, którzy najbardziej pomocy potrzebowali. A za resztę złota kupił sobie piękną fajkę i pykając z niej opowiadał dzieciom o kopalni, o górniczej braci i o sprawiedliwym Skarbniku. I ja też od niego tę historię usłyszałem.

opow. górnika z Knurowa inspirowane tekstem „Skarbnikowy dar” —„Baśnie śląskie. Schlesische Märchen” Wydawnictwo „Wokół nas” , Gliwice 1997 r. 

Jak podziemne duchy ocaliły górnika

Pewnej nocy 1862 roku, rębacz jednej z większych kopalń węgla na Górnym Śląsku, leżał w przodku i wrębił. Usłyszawszy z tyłu glosy odwrócił się i zobaczył inspektora górniczego w towarzystwie obcego sztygara. Pozdrowili się tradycyjnym „Szczęść Boże”, a inspektor powiedział, że jest to niedopuszczalne, aby on tu sam pracował i chce się postarać, aby szybko przysłano mu towarzysza. Tym samym pozdrowieniem opuszczali to miejsce a górnik pozostał sam. Chciał on od nowa zająć się pracą, lecz zaniepokojony niezwykłym nocnym zjawiskiem, ubrał się szybko i udał się do pracującego w odległym przodku innego górnika. Zapytał go, czy inspektor z obcym sztygarem też u niego byli. Po zaprzeczeniu poszedł jeszcze do drugiego i kolejnego górnika w innych miejscach. Wszędzie to samo pytanie i ta sama odpowiedź. Jego niepokój udzielił się też innym górnikom a wiadomość o zjawisku rozeszła się po całej kopalni. Robotnicy postanowili wyjechać i złożyć odpowiedniemu sztygarowi raport. W tym momencie rębacz sobie przypomniał, że zapomniał na przodku narzędzia, prosił jednego z górników o narzędzia a następnie innego poprosił, aby mu towarzyszył, gdyż sam boi się tam pójść. Po chwili dołączyło jeszcze do nich kilku innych. Przychodząc do przodka już z dala zobaczyli, że ściana węglowa, którą on wrębił, załamała się i ciężkie bloki węgla leżały na miejscu gdzie przedtem przebywał i które bez wątpienia stałoby się jego grobem.

Franz Gramer: Franz Gramer: Chronik der Stadt Beuthen in Oberschlesien. Beuthen O/S 1863.

Skarbnik przewodnikiem

Był jedyn górnik, robiył na jednym filorze i przyszoł Skarbnik do niego i zapytoł go się, wiela mo na szychta, a on mu odpowiedzioł, iże mo mało. Tak tyn Skarbnik powiedzioł coby szoł z nim. I szoł i znim durch bez cało gruba. Pytoł go się tyn górnik, tego Skarbnika, gdzie go wiedzie, a on mu odpowiedziol, iże się niy mo frasować. Tak bół tyn górnik z tym Skarbnikiem siedym lot pod ziymią, a tymu górnikowi się zdało, iże ón jest sztyrydwadzieścia godzin.

Skromny, Legendy i podania górnośląskie. Poznań 1875 s. 359