Szcziga
strzyga
Opis

Strzyga, w wersji męskiej Strzygoń, a po śląsku nazwano Szcziga i Szczigoń.
Według ludowych wierzeń Strzygą mogło stać się po śmierci dziecko, które na chrzcie otrzymało tylko jedno imię lub matka mu odmówiła piersi. Mówiono, że w tego demona zmienić mógł się wyjątkowo skąpy człowiek, samobójca. Strzygę można było poznać po dwóch rzędach zebów i widocznym przez skóre
na plecach kości w kształcie nożyc. Niemowle, które miało już przy narodzęniu zęby, miało także stać się strzygą. Była chudsza i bladsza od swojego żywego wcielenia.

Strzygi nocą miały pić krew z ludzi i zwierząt. Demon posiadał dwa serca i dwie duszy, dlatego też umierał on dwukrotnie. Po pierwszej śmierci strzygi są jeszcze bardziej łakome krwi, wychodzą z grobów, aby ssać krew bliskich. Dopiero druga ich śmierć powoduje oswobodzenie zatraconej duszy.
Strzygę próbowano odpędzać brzydkimi zapachami, ale także wkładano na głowę Strzydze wełnianą czapke tak, by zakryła uszy. Innym sposobem pozbycia się demona było zabranie koszuli i powieszeniu jej na wieży kościelnej. Wówczas Strzyga, wstydząc się swojej nagości, miała grzecznie zapadać w sen wieczny.

Strzygoń, Teofil Ociepka, ok 1950, MEwKRK
Agnesowe
szczigi

Opowiadała mi moja koleżanka Agnieszka, że „zmyłki” zwodziły mężczyzn, a strzygi uwzięły się na kobiety. Trzeba było bardzo uważać, żeby podstępem nie wniknęły do domu. Strzygi szczególnie upodobały sobie położnice. Babcia opowiadała Agnieszce, że położnica nie mogła przez sześć tygodni po porodzie wychodzić z domu. Mogła go opuścić dopiero po tym czasie, gdy dziecko zostało ochrzczone. A już broń Boże nie mogła wcześniej wyprowadzać noworodka lub powiesić na dworze pieluchy. Zaraz zerwałaby się wichura, strzygi wcisnęłyby się do domu, a sama matka i noworodek mogliby umrzeć. Jej babcia tylko wyszła po wodę, a już musiała w te pędy uciekać. A strzygi jeszcze za oknami wyły i omal nie wybiły szyb. Strzygi to takie kudłate czarownice, którym tylko spódnice furkoczą na wietrze. Nakazała jeszcze babcia Agnieszce, żeby — jak tylko pierwszy raz zobaczy noworodka — wymówiła słowa „Bez uroku!”. Będzie wtedy bobas rósł i dobrze się miał.

(opow. Stefanii Grzegorzycy)