Zmora
Opis

Wyobrażano sobie ją, jako kobiete - “tako baba, co w nacy loto po świecie i gniecie tych, co śpią”.  Uważano, że 5 lub 7 córka w rodzinie mogła zostać zmorą. Dziecko niesione główną nawą do chrztu mogło zostać zmorą, jeśli w trakcie mszy wypowiedziano źle modlitwie, zamiast zdrowaś, zmoraś. Osoby będące zmorą nie były świadome tego. Uważano, że oderwana dusza opuszcza ciało, jest na wpół materialna. Dusza opuszcza ciało przez usta i tak samo wraca. Demon przybierał postać kota, myszy, gęsi, albo lacia. Zmora zazwyczaj pojawiała się po północy, a dusza musiała wrócić przed świtem do ciała.

Zmora przyduszała, siadała na klatce piersiowej i gnietła i drapała. Atakowała głównie kobiety.

Jak się jej pozbyć?
  • Święconą kredą narysować linie dokokoła łóżka;
  • Zakleić dziurki od klucza papierowymi krzyżykami;
  • Postawić miotłę do góry nogami;
  • Zmienić pozycję spania;
  • Położyć kukłę w miejscu atakowanej osoby.
  • Gdy zmora atakowała, aby ją przegnać trzeba było powiedzieć “Przyjdź rano dam Ci chleba z masłem”. Gdy nazajutrz pojawiła się kobieta, która “przez przypadek” chciała coś załatwić należało ją poczestować sznitką.

W Stanicy pewnego wieczoru dziewczyna szła po chleb do piekarni, a że droga prowadziła przez rzeczkę bała się, że spotka Utopka, o którym tyle słyszała. Gdy wracała do dom z piekarni przechodząc przez mostek usłyszała odgłosy z rzeczki, których się tak przestraszyła, że uciekała jak najszybciej mogła. 

Małgorzata Kaplon

W jednej gospodzie kole Gliwic przychodziła na zabawa zawsze tako jedna gryfniora. Była bardzo mądro, umiała wszystkim karlusom nosa utrzeć, a jak ją kto do tańca zaproszoł, to ji musioł naprzód przysięgać, że ją nie odprowadzi. A to było śmieszne, bo każda dziewczyna uważa za obowiązek być odprowadzona przez swego tancerza. No, ale niech tam. Jak nie, to nie! Jeden sie jednak w niej rozmiłował i cięgiem ino z nią tańcowoł. Ludziom to już podpadło. Donieśli matce, że sie mo na wesele szykować. A był z niego fajny karłus. Młody, zdrowy i na przodku robił. Dziwiło go to, że dziołcha nie do sie odprowadzić do dom, ino, że sama jak dwanoście wybij o, do dom leci. Roz, chocia ji przysięgo!, że za nią nie wyjdzie, wyszedł i patrzy a ta jego frela leci, jakby nie przymierzając zająca goniła. Naroz widzi jak upadła, a z gęby ji tako mało, bioło myszka wyleciała. On stół tam przy niej. Łobłapioł ją, no bo ji pszoł prawdziwie. Tak to godzina trwało. Po godzinie myszka przylatuje i pado: - Nie stój, ino obróć ciało na wznak. Jak je obrócił, to ona wartko wlazła przez usta do środka i dziołcha już zaś ożyła, wstała i nic nie pamiętała. Rano synek sie budzi i matka mu pado: - Ty dziś dewej se pozór. Zaroz tu przyjdzie zmora. Tak mie w nocy dusiła, tak mie gniotła, żech ji obiecała szolka prawdziwej kawy i kromka chleba z masłem. No i richtig. Kole dziesiątej ktoś do drzwierzi klupie i wiązuje ta gryfno dziołcha ze zabawy. Teraz już synek wszystko wiedzioł. To była najprawdziwszo zmora.

Dorota Simonides, Józef Ligęza: Gadka za gadkę. 300 podań, bajek i anegdot
z Górnego Śląska. Katowice 1973 s. 125- 126