Śląskie stwory i potwory
Mapa Legend

O zomkach i ich ponach

Dzwony zapadniętego kościoła

(na podst. „Gawędy z przeszłości Górnego Śląska” – oprac. Wiesława Korzeniowska,

Instytut Śląski w Opolu 1990)

 

Nie posiadał się ze szczęścia młody właściciel Pławniowic i tamtejszego pałacu, że wreszcie wraca do domu. Przez kilka długich lat walczył na wojnie z Niemcami. Wracając z niej zatrzymał się na popas i odpoczynek w dużym, bogatym dworze. Właściciel tego bogatego dworu był już w podeszłym wieku, ale miał piękną i młodziutką żonę i dwoje małych dzieci. Między młodymi wnet zawiązała się nić sympatii. Gospodyni zatrzymywała gościa, a on z przyjemnością przedłużał swój pobyt. Nie można było jednak w nieskończoność nadużywać gościnności, toteż młody woj zdecydował się wreszcie opuścić przyjazny dwór. Nie zdołał jednak ujechać daleko, gdy dopędziła go konno właścicielka. W tajemnicy przed wszystkimi opuściła męża i dzieci. Zaklinała teraz ukochanego, że żyć bez niego nie może, a jeśli ją odepchnie, nie wróci do domu, lecz utopi się w stawie.

           Młodzieniec zaskoczony i zakłopotany takim obrotem sprawy, nie chcąc mieć jej na sumieniu, zabrał kobietę do swoich włości w Pławniowicach. Tu nakazał służbie, by traktowała panią jako jego żonę, by o nią dbała tak, aby niczego jej nie brakowało. Sam zaś niespodziewanie nocą opuścił dom. Dla ukochanej zostawił list informujący, że musiał nagle wyjechać na wezwanie księcia i wolałby już nie wrócić, gdyż niepokoi go sumienie z powodu krzywdy wyrządzonej jej mężowi i dzieciom. Ponieważ jednak opuściła ich z miłości do niego – zostawia jej cały swój majątek, by dysponowała nim jak własnym. Był to straszny cios dla zakochanej kobiety. Nie myślała jednak wracać do rodziny. Zdecydowała, że będzie czekać na ukochanego. Mijały lata, a pan Pławniowic nie wracał. Wtedy, czekając go daremnie, postanowiła przebłagać Boga za swe winy i zbudować na wzgórzu kościół. Na ten cel przeznaczyła pieniądze, które zabrała z domu i część majątku z Pławniowic.

           Kościół rósł szybko i wkrótce zaczął dominować nad okolicą. Wreszcie, gdy  wszystko było już gotowe, odetchnęła z ulgą, wierząc, iż tym sposobem zmazała winę wobec własnych dzieci. Nastał dzień, w którym miały się odbyć w nowej świątyni pierwsze oficjalne uroczystości. Gdy wszystko przygotowano, rozpętała się straszna burza. W kościół uderzył grom i cała budowla zapadła się na zawsze pod ziemię. Starzy ludzie opowiadają, że w Wielkanoc słychać czasem spod ziemi głosy zapadniętych kościelnych dzwonów.

 

Zwôny zapadniônego kościoła

 

Łokropicznie rod bôł mody właściciel Pławniowic i tamtyjszego dwora, że już szoł nazod do dôm. Pora rokôw bôł na wojnie z Germanami. Po drôdze zatrzimoł sie ze koniami we wielkim dworze na popas i odpoczynek. Pôn tego bogatego dwora mioł swoji lata, ale mioł gryfno modo baba i dwoje małych dziecek. Fest go ugościli, a paniczowi ze Pławniowic łokropicznie się to podobało i bôł tymu rod, że może tam łostać. Podobała mu sie tyż gospodyni, a i łona bôła mu rada tym tuplym. Trocha zeszło, ale panicz niy môg przeca za dugo tam siedzieć, bo by im się zmierznył. Wziôn i pojechoł. Jak bôł już na drôdze, usłyszoł za sobom rajtowanie kônia. Ganc zgupioł, jak ujrzoł, że na kôniu gzuje ku niymu ta modo ze dwora. Dowiedzioł sie, że żodnymu nic niy pedziała, łostawiyła chopa i dziecka, fest mu przaje i chce śnim być. Niy może już bez niego żyć, a jak jom niy bydzie chcioł, to sie utopi. Karlusowi aż halt pizło. Niy chciał jom mieć na sumiyniu i wznion jom do Pławniowic. W doma przikazoł sużbie, coby jom szanowała, keby to bôła jego baba. Nic ji niy może brakować. Ale sumiynie fest go gryzło, niy umioł sie z tym poradzić. We nocy łoroz wyjechoł. Łostawiôł ulubiônyj pismo, w kerym napisoł, że musi stawić się u ksiyńcia i może być, że już nazod niy przijedzie. Tak bydzie lepi, bo wiy, że ukrzywdziôł jeji chopa i dzieci. Miarkuje, że zrobiyła to ze miłowanio i bezto zostawio ji cołki majôntek, by miała sie dobrze. Modo pani ogromnie sie tym przejyna. Niy chciała nazod jechać do chopa i dziecek, ale zaparła sie, że bydzie na umiłowanego czekać. Rok za rokym mijoł, a właściciel Pławniowic niy przijyżdżoł nazod. Jankor targoł serce mody pani, boła sie tyż Bożygo gniewu, i żeby Pônbôczka przebłagać, postanowiyła za piniôndze prziwiezione ze sobom i ze czyńści majôntku z Pławniowic – zbudować na gôrce kościôł. Kedy kościôł bôł już gotowy, mody pani zrobiło sie lży. Zdało sie, że Pônbôczka przeprosiyła za to, że łostawiyła dzieci. Prziszoł  dziyń poświyncynio kościoła. Jak już wszystko bôło fertig, naroz zrobiła sie ćma, zamloło, zagrzmioło, a pierôny praskały. Jedyn piznył we kościôł i cołko świôntynia zbulyła sie i zapadła pod ziymia. Starziki ze Pławniowic godajôm, że na Wielkanoc idzie słyszeć spod ziymi zwôny.

Our Team

Founder
Robert Long
Programmer
Natasha Singh
Designer
John Smith

Clients